sobota, 23 września 2017

Poncho, które stało się...

... kominem i komin, który stał się spódnicą, to efekt moich przeróbek dziewiarskich z ostatnich dni.


W slangu rękodzielniczek od jakiegoś czasu funkcjonuje słówko, które niewiele znaczy dla osób postronnych, ale dla nas dziewiarek brzmi jednoznacznie. Mowa tu o UFOku. Słówko to niesie w sobie cały ładunek emocjonalny zmagań, rozczarowania, znudzenia itp. UFOk to rzecz nieudana, czasem w ogóle nieskończona i raczej nadająca się do dalszych przeróbek, do których autorka UFOka najczęściej nie ma już serca. UFOk leży więc w szafie lub w pudle i czeka... aż dziewiarka "złapie dystans" i świadomość prucia przestanie ją boleć. Wtedy dokańcza dzieła lub dokonuje destrukcji, a z uwolnionej włóczki powstają inne piękne rzeczy... lub kolejny UFOk.

Jestem normalną dziewiarką i mam na stanie kilka UFOków. W tym tygodniu poczułam impuls, by ten stan zmienić.

Jako pierwsze na warsztat poszło wiosenne poncho w kolorze ciemnym różowym. Fason poncho oparty był na długim prostokącie, zszytym bocznymi krawędziami na odpowiednią długość.



Ten model powinnam była wydziergać z bawełny, najlepiej w innym rozmiarze i generalnie innym ściegiem (np. dżersejem z jakimś jednym pasmem ażuru). Cały problem polegał na tym, że w gruncie rzeczy całość była ładna, ale nie pasowała do mnie. Pomijając przymierzanie, to nie założyłam tej narzutki ani razu. W ciągu półtora roku podjęłam się kilku prób ratowania tej dziergawki. Usunęłam ściągacz, rozprułam szew, doszyłam guziki, ale wciąż nie miałam przekonania co do efektu... aż nagle wpadł mi do głowy pomysł, by połączyć ze sobą oba końce, ale nie tak po prostu lecz poprzez marszczenie. Zmniejszyłam liczbę oczek o pół i przerobiłam kilkanaście rzędów ściegiem francuskim. Z drugiej strony zrobiłam podobnie, a na końcu połączyłam brzegi szwem dziewiarskim. Tak powstał komin - zawijas.


Przyznam szczerze, że taki przymarszczony fason super się układa na szyi. Można go nosić na dowolnej stronie. Myślę, że to była dobra zmiana.



Trochę inaczej miała się sprawa z kominem, którego tak naprawdę nie nazwałabym UFOkiem, ale że coś mi w nim nie pasowało i od paru miesięcy nosiłam się z zamiarem przerobienia go w spódnicę, to biedak siłą rzeczy tym UFOkiem się stał. Problemem w tym przypadku był zbyt szeroki obwód, jednakowy na całej długości.


Oczywiście można sobie z tym problemem poradzić, nie zwracając na niego uwagi. Naciągać komin na ramiona i cieszyć się fikuśnym dekoltem...


... No chyba że ktoś tak jak ja nie lubi marznącego karku i woli mieć w tym miejscu zwężenie.

Była też druga opcja, mianowicie przeróbka w spódnicę. I tak właśnie się stało. Dobrałam odpowiednią liczbę oczek z brzegu i przerobiłam kilka okrążeń ściągacza. Teraz komin może pełnić rolę spódnicy, zwłaszcza jak wciągnę w brzeg gumkę. A jak mi się odwidzi, to spódnica może ponownie pełnić funkcję komina, tylko z bardziej zwartym jednym brzegiem.




I tak oto niewielkim nakładem pracy i czasu dwa UFOki zmieniły się w rzeczy noszalne, z czego się bardzo cieszę.

wtorek, 19 września 2017

Wyszłam...

... na przeciw prośbie kolegi o kolorowy szalik dla jego 7 - letniego syna. 

Od jakiegoś czasu nie realizuję zamówień. Mam teraz wielką potrzebę dziergania dla siebie, dla bliskich i dla domu. Gdy w ostatnich latach podejmowałam się pracy na zamówienie, to tamte potrzeby zawsze schodziły na plan dalszy, a ja się frustrowałam upływającym czasem i rozterkami dotyczącymi wyceniania swojej pracy. Tym razem jednak użaliłam się nad chłopczykiem, który zgubił swój ulubiony szalik w kolorowe paseczki i postanowiłam wydziergać dla niego coś podobnego. Szalik odtwarzałam ze zdjęcia, starając się jak najwierniej dobrać kolorystykę.



Dziergałam w poprzek, tworząc jednocześnie pasy i frędzle


To nie pierwszy udzierg dla Frania. Niecałe 5 lat temu wykonałam dla niego Muzyczny Sweterek (zobacz TUTAJ). Wtedy zostały mi resztki zielonej i czerwonej włóczki. Teraz je wykorzystałam, dodając jeszcze inne kolory. Szalik można nosić na dwie strony, końcówki nitek pochowane są we frędzle.


Włóczka OLIWIA Inter - Fox (ok. 120 g),
druty 3,5 mm



czwartek, 14 września 2017

Żeby znaleźć...

... czasem należy przestać szukać - to powiedzenie ma całkiem sporo sensu w sobie. W tym przypadku tyczy się włóczki, a dokładniej mówiąc chodzi o resztkę bawełny tasiemkowej Gamma w ilości 1,5 motka, która została mi po dzierganiu chabrowego poncho (zobacz TUTAJ). Włóczka była bardzo fajna i nie chciałam, by się zmarnowała. Leżała w pudle z zapasami już dwa lata, a ja wciąż nie potrafiłam wymyślić co z niej zrobić lub z czym ją połączyć. W końcu postanowiłam przestać szukać na siłę, a po niedługim czasie przyszło rozwiązanie.

Stało się to przy okazji zakupu włóczki Riva. Zamówiłam 5 motków z nastawieniem, że jak zabraknie to ją dokupię albo połączę z czymś innym. Podczas dziergania bluzeczki okazało się, że melanżowej włóczki rzeczywiście mam za mało, ale okazało się też, że chabrowa Gamma dopasuje się tutaj idealnie. Postanowiłam ją wyeksponować plisą i paseczkami.


Projekt jest nietypowy jak na mnie. Po pierwsze to bluzka bez zapinania. Wprawdzie ostatnio zrobiłam podobną, malinową (zobacz TU), ale wcześniej dominowały wszelkiego rodzaju swetry na zapinanie lub wiązanie. Drugą nowością dla mnie było połączenie tak soczystych kolorów paskami. Zwykle wolę jeden kolor lub łagodne przenikanie się barw.


Włóczka Riva zauroczyła mnie. Zaskoczyła mnie swoim wyglądem, którego szczegółów nie widać na internetowych, sklepowych półkach. W motku mamy dwa osobno przędzione i farbowane pasma, skręcone ze sobą. Początkowo myślałam, że splątał mi się koniec z początkiem :) Podobny efekt można by uzyskać łącząc ze sobą dwie takie same włóczki o podobnym melanżowym barwieniu.



Forma swetra jest taka w moim stylu. Dziergany od góry, metodą Contiguous, podkrój pachy kształtowany dodawaniem oczek a nie rzędami skróconymi. Oprócz tego taliowanie, zaszewki, redukcja oczek pod biustem i udawany szew po bokach.






Włóczka RIVA Lang Yarns (52% bawełny i 48% akrylu; kol. 032 - 250 g) 
oraz GAMMA Lang Yarns (100% bawełny; kol. 06 - ok. 40 g),
druty 3,5 mm

piątek, 1 września 2017

Stołeczki, których nikt nie chciał...

... nawet ja... dostały w tym tygodniu nowe życie. 




Stołeczki mają z 25 lat (jak nie więcej) i choć kiedyś były używane w klasie fortepianu, to zostały wyparte przez nowsze i bardziej eleganckie siedziska. Mimo to jednak nikt ich nie wyrzucił i stały w klasie, do której się wprowadziłam 5 lat temu. Jeden z nich, mocno zużyty stał sobie pod ścianą i pełnił rolę półki, na której rozkładałam futarał z altówką. Gdy tak teraz patrzę na zdjęcie "PRZED" to aż mi wstyd, że wcześniej się za niego nie wzięłam. Wytłumaczę to jednak tym, że do wszystkiego trzeba dojrzeć.




Drugi stołek stał przy pianinie. Lubię go, bo ma regulowaną wysokość i jest obrotowy. Jest szlachetniejszy od pierwszego (który również posiada te cechy), ponieważ wykonany został z drewna i ma na nodze blokadę regulacji. Przez lata lakier się wytarł, siedzisko też, ale tragedii nie ma.



I pewnie stałyby sobie te stołki dalej, gdyby nie pewien zwrot akcji. Mianowicie dwa tygodnie temu dowiedziałam się, że znów muszę się przeprowadzić do innej, ale tym razem lepszej klasy. Mogłam ze sobą zabrać co chciałam, a czego nie chciałam mogłam zostawić lub komuś oddać. Początkowo próbowałam oddać siedziska koledze pianiście (nie chciał ich), ale później nagle dostrzegłam  w nich potencjał i uznałam, że przydadzą mi się w nowej klasie. Poczułam w sobie zew zmian na lepsze i zabrałam stołki ze szkoły, oddając je w ręce mistrza recyklingu - mojemu tacie i mistrzyni krawiectwa - mojej mamie. 

W pierwszej kolejności oba stołki zostały polakierowane. Drewniany stołek otrzymał wydziergany przeze mnie pokrowiec na siedzisko.





Metalowy stołek przeszedł dłuższą drogę. Postanowiłam pozbyć się starego materiału z siedziska, dać nową gąbkę (z profilowanej poduszki), nowe obicie z materiału leżącego w zapasach mamy, a dopiero potem nałożyć dziergany pokrowiec. Rodzice czynnie uczestniczyli w całym procesie.









Stołeczki zawsze się różniły od siebie i teraz też się różnią. Dostały nowe życie, każdy inne...




Kolorystyka jest dopasowana do mojej nowej klasy, w oparciu o zasoby włóczkowe posiadane w domu. Wiem, że biały kolor nie jest praktyczny, ale po pierwsze nie miałam więcej zielonego, po drugie szybciej będzie widać kiedy przyjdzie pora prania, a po trzecie ostatecznie mogę sobie wydziergać nowe pokrowce. Teraz już wiem, że to żaden problem.

Włóczka: pozostałości po prenumeracie "Robię na drutach",
druty 6 mm